Moja fascynacja grami z Asterixem i jego kompanem była przypadkowa, o ile dobrze pamiętam to spowodowana jakąś ogromną promocją na 3 części, której zawartość obejmowała remaster pierwszej i drugiej odsłony z podtytułem XXL, a także nowoczesną trzecią część XXL 3: The Crystal Menhir, która odeszła od kamery zza pleców sterowanej postaci, podając rozgrywkę w rzucie izometrycznym. O ile taki stan rzeczy był dla mnie rozczarowaniem, tak w co-opie sprawdzała się całkiem znośnie, zawierając przy tym nie tylko tłuczenie kolejnych przeciwników, ale całkiem zgrabnie poprowadzone zagadki logiczne. Jak nietrudno się domyślić nadszedł czas zderzenia z kolejną odsłoną, w której ilość X-ów w nazwie sugeruje więcej tego samego, ale czy na pewno?
Asterix & Obelix XXXL: The Ram From Hibernia to tytuł mający swoją premierę pod koniec 2022 roku. Czekałem jednak z jego ograniem, gdyż twórcy usilnie trzymają wysoką cenę tej produkcji we wszystkich dostępnych sklepikach, no i dopiero teraz udało się “dorwać ją” taniej. Już teraz uprzedzam, promocyjna cena 60 zł powinna być od początku tą wyjściową. Dlaczego?
Mało nowości
Już po zwiastunach nietrudno było dostrzec, że XXXL to dokładnie ta sama formuła przedstawiona poprzez rozgrywkę w rzucie izometrycznym. Jedynym reklamowanym usprawnieniem miała być możliwość grania do 4 osób. Powiedzmy sobie jednak szczerze, jak wielu ludzi jesteś w stanie zgromadzić do takiego tytułu? Graficznie jest poprawnie, choć bardzo mocno nieczytelnie w przypadku toczących się bitew. Do tego stopnia, że o ile Obelixa trudno przeoczyć, tak Asterix potrafi się zgubić w gąszczu obijanych rzymian. Zmieniająca się paleta barw w każdej nowej lokacji pozwala nieco wyjść z marazmu miałkiej rozgrywki (o tym za moment),i mimo wszystko ciężko jest odmówić przyjemnego stylu całej produkcji. Nie oznacza to jednak, że ktoś tam się postarał…
Lenistwo na każdym kroku
Krótko o fabule, przynajmniej na tyle, na ile faktycznie miałem chęć ją jeszcze śledzić. Asterix & Obelix zostali kolejny raz poproszeni o pomoc w odparciu ataku rzymian, tym razem padło na Hibernie, niestety główny dowodzący Whiskitoniks popadł w rozżalenie gdy jego ukochany baran ze złotymi rogami gdzieś uciekł. Nasza tytułowa dwójka ma więc dwa równoległe zadania, spotykając na swojej drodzę kolejnych zwykłych oponentów, a także nieco bardziej wymagających bossów. Fabuła jest prowadzona tak, że kolejny raz mamy do czynienia z gadającymi głowami rodem z visual noveli, a przerywniki filmowe to animacja z power pointa, gdzie okręt przemierza na mapie kolejne obszary od lokacji do lokacji (jedynym wyjątkiem jest tu filmik kończący grę). Ja się pytam, na jakiej podstawie twórcy chcieli za to “dzieło” prawie 200 zł w dniu premiery? No bo z pewnością nie była to kwota za przemyślaną i ciekawą rozgrywkę…
Kastrat w stosunku do poprzednika
Tak mogę określić omawiany tytuł. Tak jak wspominałem, poprzednik miał zagadki logiczne, a także jasno wytyczoną formę zabawy, gdzie bohaterowie przemierzali kolejne osady w różnych miejscach, by osłabić rzymian, pośród zgiełku walki mogliśmy dostrzec jeszcze kilka znajdziek i całość jakoś broniła się co-opie, gdzie Obelix potrafił to, czego ten drugi nie umiał i na odwrót. Przeplatając przy tym wspomniane zagadki tam, gdzie walka zaczęła męczyć. Tutaj kompletnie o tym zapomniano. Jedyna różnica większego gala jest taka, że potrafi podnosić skały. Wszystko inne jest dokładnie takie samo dla obu postaci. Zagadki? Nie ma o nich mowy, a jeśli jakieś się pojawiają to trudno je takimi nazwać. No bo chyba przymus pozbierania broni i położenie na platformie w konkretnym miejscu, by stworzyć coś na kształt obciążenia, to nie jest zagadka prawda? No tak, bronie, tu postawiono na nieco większy arsenał w postaci metalowych młotów, które skutecznie radzą sobie z mocniejszymi rzymianami, drewniane elementy, resztki zbroi itp. Fajne, choć niewiele wnosi do chaosu, jaki dzieje się na ekranie przez całą grę. Z pewnością ciekawym elementem pozostaje pasek mocy specjalnej, w której to każda ze sterowanej persony może wejść w tryb furii i szybko rozprawić się z wrogiem.
Lokacje, w jakich przyjdzie nam walczyć to też nie jest to, czego oczekiwałbym od tak prostej gry. Bo nie ma co się oszukiwać, przez całe dwa wieczory widzieliśmy wraz z żoną te same assety roślinności, wiosek rzymian i tytułowej osady. Twórcy, chcąc to zamaskować, skutecznie lawirowali paletą kolorów i efektami specjalnymi. Mając chyba nadzieję, że nikt nie dotrze do końca gry, albo sami jej nie testując do tego momentu. Mówimy tu bowiem o tytule, która ma już ponad rok, a mimo to nie dostała żadnej łatki naprawiającej dwa ostatnie levele, gdzie deszcz na Xboxie Series X powoduje spadki klatek do 15, uprzykrzając życie nawet graczowi z mniej wprawnym okiem na klatki na sekundę.
Chociaż muzyka jest ok.
No i tu nie mogę powiedzieć złego słowa. Wszystko co zabieram w pamięci po ograniu Asterix & Obelix XXXL: The Ram From Hibernia to właśnie ścieżka dźwiękowa. Idealnie wkomponowuje się w świat gry, a także tego co dzieje się na ekranie. Nie jest na szczęście budżetowym plumkaniem, mimo tego, że cała gra w mojej opinii aspiruje do miana gry z kosza.
Jak się uda, tak wyjdzie
OSome Studio to jeden z tych producentów gier, którzy chyba trochę wyznają tę zasadę. Na przestrzeni dwóch lat grałem bowiem w wiele ich produkcji i co druga zasługuje na miano męczenia licencji. Do teraz po ograniu czterech gier wciąż nie jestem ogromnym fanem tych dwóch galów, ale za każdym razem daję tym grom szansę. Problem jednak w tym, że gdybym zaczął od tej z XXXL w nazwie, to z pewnością po trzy poprzednie bym nie sięgnął. To nijaka, wątpliwej jakości przygoda, którą można porównać do pracy domowej pogryzionej w połowie przez psa. Niby miało być coś więcej, ale został marnej jakości wstęp, z napisaną na kolanie całą resztą. Nie polecam.
Dodaj komentarz