O The Gap usłyszałem na kilka dni przed premierą. Najpierw odezwał się do mnie przedstawiciel wydawcy — Crunching Koalas — z pytaniem, czy zechciałbym zrecenzować ów grę. W czasie oczekiwania na klucz odbyły się jednak targi Poznań Game Arena, na którym wspomniany wydawca miał swoje stoisko. Ja zaś nie mogłem odmówić sobie zaspokojenia ciekawości i dostałem 30 minut na wstępne ogranie.
Już wtedy wiedziałem, że będzie na co czekać.
Trailer
Z miłości do szaleństwa
W grze wcielamy się w Joshuę, neurobiologa, który już w dzieciństwie zafascynował się tajemnicami mózgu i poświęcił życie na jego badaniu. Nieszczęściem jest, że jego żonę dotyka choroba, na którą nie ma lekarstwa. Joshua poświęca się temu zagadnieniu bez reszty, całkowicie popadając w obłęd. Główny bohater ma dwie teorie, które mogą doprowadzić do znalezienia lekarstwa. Jedną z nich dotyczy metaverse. Nasze alter ego jest przekonane, że metaverse jest prawdziwe i poświęcił masę czasu, by to udowodnić.
Nasze postępy w grze z czasem sprawią, że jego obsesja zacznie się pogłębiać, a my staniemy przed kilkoma pytaniami, na które będziemy musieli sobie odpowiedzieć.
Mechanika podporządkowana narracji
Uruchamiając The Gap, zauważyłem kilka nawiązań do klasyki. Styl graficzny kilka razy nasunął mi myśl o Interstellar, sposób prowadzenia narracji — wspaniałe Layers of Fear od Bloober Team. I absolutnie w obydwu przypadkach nie jest to zarzut! Tytuł posiada swój własny styl graficzny, który jest spójny i czytelny. A do tego są momenty, gdy naprawdę potrafi zachwycić.
Gra polega na spacerowaniu po różnych pomieszczeniach, łączenia ze sobą faktów poprzez wchodzenie w interakcję z przedmiotami. Te potrafią wywołać wspomnienia, które przenoszą nas w czasie. Sprawia to, że gra jest niejako rozciągnięta od 2020 roku do 2040
Gra pozwala dość nielinearnie podchodzić do łączenia faktów, wspomnień i rozwiązywania zagadek (a przynajmniej sprawia takie wrażenie) więc popchnięcie akcji jest możliwe, nawet gdy nie odkryjesz ich wszystkich. Ba, możliwe jest nawet ukończenie gry, nie odnajdując wszystkich z nich.
Technicznie gra prezentuje się znakomicie
Jak już wspomniałem wyżej — graficznie gra potrafi zachwycić. Paradoks polega na tym, że screeny wręcz krzywdzą grę, bo najlepiej to wygląda w ruchu. Nie znalazłem większych baboli, chociaż były miejsca, gdzie gra potrafiła delikatnie chrupnąć czy następowało delikatne przesunięcie względem czytanego tekstu a tym wyświetlanym. To są jednak błahostki i trzeba przyznać, że pod tym względem gra jest bardzo dopracowana.
Podobnie jak szata graficzna oraz udźwiękowienie. W tym drugim przypadku nie ma tego wiele, ale bardzo pozytywnie buduje nastrój gry. Aktorzy podkładający głos również fajnie wcielili się w swoje role i brzmią naturalnie i przekonująco.
Ostatnia rzecz — gra obecnie nie ma obsługi języka polskiego. Rozmawiałem jednak z wydawcą i zapewnił mnie, że odpowiednia aktualizacja jest raczej kwestią dni niż tygodni. I mogę zapewnić, że nie ściemniają bowiem… na PGA grałem właśnie już w spolszczoną wersję 🙂
Gra zrobiona przez… dwie osoby
Coraz rzadziej zdarza się słyszeć by jakaś gra powstała w zaciszu domowej sypialni albo w garażu. I nie mam tutaj na myśli odwrotu od możliwości pracy zdalnej tylko od tej smutnej rzeczywistości, w którym opracowanie tytułu pochłania coraz większe zasoby i zespoły ludzi. The Gap jest przykładem, że pasja i umiejętności dwójki ludzi nadal potrafią przełożyć się na fantastyczny tytuł, który charakteryzuje się niebanalną grafiką, ciekawą linią fabularną oraz porządnym wykonaniem. Chylę czoła, bo The Gap jest bardzo miłą niespodzianką wśród naprawdę masy mocarnych wręcz premier. Szkoda, że gra nie doczeka się wydania pudełkowego. Z przyjemnością postawiłbym je na swojej półce.
PS. Za kopię gry do recenzji dziękuję wydawcy, Crunching Koalas!
Dodaj komentarz