Myślę, że nie będzie wielką przesadą gdy napiszę, że najbardziej znaną polską postacią z gier przed Geraltem z Rivii był niepozorny kangurek z bokserskimi rękawicami. Mowa oczywiście o Kao.
Oficjalny trailer gry*
Wyjątkowo załączam trailer w wersji z platformy cyfrowej GOG ponieważ… oryginał zaginął w odmętach historii i czasu.
O grze
Polakom kangurka Kao nie trzeba chyba przedstawiać. To nasza, polska odpowiedź na Crasha i Spyro, chociaż bardziej bezpośredni konkurent… Croca. Gra czerpała inspiracje całymi garściami. Część pierwsza (która nigdy nie zawitała na Xboxa) została ciepło przyjęta przez krytyków jak i graczy, więc kwestią czasu było przygotowanie sequela.
Ten na konsole dotarł prawie półtora roku po premierze i spotkał się z mieszanymi recenzjami.
Mechanika i fabuła
W drugiej części mierzymy się ze złym kłusownikiem Hunterem, który pojmał i więzi zwierzaki. Naszym zadaniem jest pokonać go i jego bandę oprychów, którzy mu pomagają. W tym celu zwiedzamy pięć różnych światów, chociaż tutaj są to bardziej strefy klimatyczne.
W Kao The Kangaroo Round 2 podobnie jak we wspomnianym Crocu korzystamy z różnych trampolin, wspinaczek, a nawet pojazdów. Gracz może wskoczyć do motorówki, katapulty czy choćby beczki. Atakować możemy aż na siedem różnych sposobów, co było całkiem niezłym wynikiem jak na tamte czasy. Bronią główną są oczywiście rękawice.
Mieszane odczucia
Recenzenci ogólnie chwalili sobie grę. Szczególnie jej oprawę dźwiękową czy interaktywne otoczenie, które w dużym stopniu można było niszczyć. Tak naprawdę za główne wady uważano dość krótki czas zabawy, zbyt łatwy poziom trudności (który paradoksalnie wynikał właśnie ze zbyt dużej ilości ataków!) oraz nie najładniejszą już wtedy grafikę. Te półtora roku sprawiło, że gra zdążyła się już trochę zestarzeć.
W 2022 roku wyszła nowa część
Będąca niejako resetem serii. O niej napiszę innym razem. Wspominam o nowym tytule tylko w tym kontekście, że w mojej ocenie producent przegapił szansę na ponowne opublikowanie Round 2 – np. we Wstecznej Kompatybilności. Domyślam się, że po prawie 18 latach pierwotny kod gry mógł zaginąć lub mogły stać dowolne inne powody tej decyzji.
Niemniej szkoda, bo druga taka okazja może się nie trafić. A Kao The Kangaroo Round 2 nadal potrafi bawić, chociaż podpisałbym się pod zarzutami recenzentów sprzed lat.
Z punktu widzenia kolekcjonera
Czy warto zatem polować na tę grę? Powiedzmy sobie szczerze — Kangurek Kao jest jak Fiat 126p. Sentymentem darzą go w zasadzie tylko Polacy, bo to przecież produkt narodowy. Jednak w zestawieniu z zachodnimi grami oferował ciut za mało i ciut za brzydko. Dla zachodnich graczy tytuł zatarł się w pamięci. I tak też go należy traktować. Jeśli darzysz sympatią małego kangurka — to jak najbardziej pudełko warto mieć.
Dodaj komentarz