Wyobraź sobie, że siedzisz w dusznym barze pełnym gości z facetami w kowbojskich kapeluszach, których bałbyś się nawet spytać o drogę z obawy przed propozycją pojedynku w samo południe. Zapach potu i prochu z luf ich pistoletów tak mocno unosi się w powietrzu, że razem tworzą mieszankę, od której wszystkie zmysły wyostrzają się tak, że każda opowiedziana w tym miejscu historia rysuję się przed twoimi oczami. Choć w niecodziennych dla westernu barwach. Oto Call of Juarez: Gunslinger.
To tylko chronologia
Z serią Call of Juarez nie miałem zbytnio do czynienia. Pierwsza część ogrywana na PC nieco odstraszyła mnie swoimi archaizmami, choć miała do tego prawo, wszak jej premiera sięga roku 2007. Kiedy to Techland był w nieco innym miejscu historii gamingu. Powinienem więc zacząć od następcy z 2009, by finalnie sprawdzić czy kolejne części godnie się zestarzały. Niestety jestem dość niechlujny w poznawaniu gier i za nic mam chronologię. Jednak w przypadku omawianej gry to w niczym nie przeszkadza, a powiedziałbym nawet, że sami twórcy postanowili skręcić nieco w swoich poczynaniach, być może by trafić właśnie w odbiorcę, który odbił się nieco od poprzedników. Pewnie zapytasz, czym takim wyróżnia się Gunslinger?
Cel-shading i komiksowa oprawa
Czwarta odsłona cyklu to gra wypuszczona w 2013 roku, która stylem graficznym sięga po cel-shading i komiksową oprawę w przerywnikach. Co dziesięć lat później pokazuję, że ten zabieg świetnie się starzeje. Sporo w tym tytule dystansu i mimo świetnie opowiedzianej historii, o której opowiem kilka linijek niżej, będziesz miał do czynienia z rasowym dynamicznym i liniowym shooterem, który skradnie twoje serce, wpisując się w kanon dobrych strzelanek na dwa wieczory. Jednak wracając do fabuły…
Prawdziwe historie opowiadane w barze
Czasami bywa tak, że na swojej drodze spotkasz kogoś, kto może być cieszącym się sławą łowcą nagród, który przy trunku opowie ci kilka historii dotyczących jego pracy. No i tu trochę tak jest. Silas Greaves to łowca nagród ścigający wielu groźnych i owianych złą sławą kowbojów. Co ciekawe, bohaterowie tychże opowieści wzorowani są na prawdziwych personach tamtych czasów. Pogoń za braćmi Dalton, Jesse James’em, czy Billy’m The Kidd’em nie powinna cię tu dziwić. Choć relację Silasa często mogą się różnić od obiegowej opinii ich zgonów. Sam Silas, który wciąż opowiada owe przygody, ubarwia historyczne zawiłości, będąc poprawianym przez barowych znawców słynnych przestępców.
Nie ma czasu odetchnąć
Co ciekawe te wszystkie historie dzieją się na naszych oczach. Dochodzimy do momentów, w których przejdziemy pół poziomu zgodnie z historią, by dostać informację, że gdyby Silas obrał by taką ścieżkę to niestety by zginął i widzimy ekran przegranej, by chwilę później cofnąć się do innej drogi. Gdy opowiada o drodzę, której dotąd nie widział, to ta rysuję się na twoich oczach i tak wielokrotnie. To chyba pierwsza taka gra, w której narracyjna opowieść czytana przez aktora nijak mnie nie denerwowała, a wręcz stanowiła integralną część tego co za moment może się nam przytrafić.
To inny dziki zachód
Rozgrywka to majstersztyk pod każdym względem, głównie z tego względu że mimo świata, w jakim dzieje się akcja sama gra nie unika zwolnień czasu, w których musimy uniknąć kul naszych oponentów, paska koncentracji gdzie możemy wykończyć kilku przeciwników z poprawioną widocznością, czy perków do odblokowania w zamian za efektowny sposób gry. Tu jest wszystko! Choć nie zabrakło klasycznych pojedynków naprzeciwko siebie , będące starciami ze ściganymi osobistościami, które za każdym razem są w zabawny sposób opisywane w komiksowych przerywnikach.
Dostępne bronie takie jak strzelby, rewolwery różnego rodzaju lub dynamity są wystarczające, byś nie czuł znużenia ich małą ilością. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę wariant, dwóch Coltów jednocześnie. Wszystko to jednak byłoby niczym bez oprawy graficznej.
Jakoś tak kolorowo
Mógłby rzec jakiś malkontent, który widzi Western tylko jako brudne, mroczne miejsce, w którym twardzi mężczyźni w kapeluszach żujący tytoń umawiają się na kolejne porachunki i napady na bank. Tu jest inaczej. Kolor wylewa się z ekranu. Xbox 360 pokazuje w tym tytule pazur, a tryb wstecznej kompatybilności (sam ogrywałem na Xbox One) pozwala się cieszyć tym dobrze starzejącym się polskim dziełem. Barwna paleta dała też pole manewru Techlandowi, by mogli uniknąć szarych i nudnych lokacji. Nawet miasteczka, których jest tutaj kilka, wyróżniają się na tle reszty i nie ma tu mowy o poczuciu powtarzalności. Ciężko też oderwać wzrok od przerywników, które bardzo korespondują z całą grą. Zwyczajnie wstawki to komiks, by potem sama rozgrywka była kolejnym komiksowym obrazem przepełnionym dokładnie wykonanymi modelami postaci.
Ta gra to słuchowisko
Jak już wspomniałem wyżej Call of Juarez: Gunslinger to trochę interaktywny audiobook, który swoim sposobem narracji porywa cię do swojego świata, nie pozostawiając jeńców. Podczas samej wymiany ognia wcale nie jest spokojniej. Okrzyki wrogów gdy nas zauważą, wystrzały z każdej broni są inne, a muzyka idealnie wpasowuje się w to co dzieje się w oskryptowanych sytuacjach.
Każda dobra przygoda szybko się kończy
Jeśli czytając ten tekst, masz wrażenie, że zachwalam co najwyżej średni tytuł, to trochę muszę się zgodzić, ale nie do końca. Jedyną wadą tej produkcji jest jej długość. Około 7 godzin wydaje się być idealna na papierze, jednak to jak szybko ten czas płynie pozostawia pewien niedosyt. To pragnienie co prawda można wypełnić mniej lub bardziej powtarzaniem poziomów w celu znalezienia skrawków historycznych będącymi znajdźkami. Jednak nie jestem zwolennikiem lizania ścian, więc ten temat sobie odpuściłem. Jest też tryb Arcade, ale skupiam się jednak zawsze na kampanii, która w mojej opinii jest tu najważniejsza. Można też powiedzieć, że cel-shading nie przypadnie do gustu każdemu i biorąc pod uwagę kolosy pokroju Red Dead Redemption, nie każdy fan westernów będzie miał czego tu szukać. Nie ma się co jednak oszukiwać. Więcej znajdziesz gier o eksterminacji zombie niż tych dziejących się na dzikim zachodzie. Warto więc przyjrzeć się tej produkcji, zwłaszcza ze względu na częste promocje w sklepie Microsoftu na ten tytuł. Nie możemy tu mówić o rewolucji, ale z pewnością doświadczeniu czegoś nowego. Czegoś, co aż prosi się o nowoczesną kontynuację w tej formie.
Dodaj komentarz