Moje pierwsze skojarzenia z grami opartymi na filmowych licencjach nie są zbyt pozytywne. Często były to przeciętne produkcje, tworzone w pośpiechu, by zdążyć na premierę kinową. Na szczęście w ostatnich latach coraz częściej pojawiają się gry, które jedynie trochę czerpią z dobrze znanych uniwersów, zamiast próbować bezpośrednio odtwarzać historie z filmów. W przypadku nowego Indiany Jonesa od studia MachineGames dostajemy świeżą, autorską fabułę, która doskonale wpisuje się w klimat całej marki.
Wielki Krąg atmosferą i klimatem stoi
Moją największą obawą przy tego typu grach zawsze jest pytanie, czy twórcom uda się odpowiednio oddać klimat materiału źródłowego. Specjalnie przed zagraniem ponownie obejrzałem Poszukiwaczy Zaginionej Arki. Choć film znam niemal na pamięć, dobrze było go sobie przypomnieć, by w pełni wczuć się w atmosferę, której oczekiwałem od gry. Biorąc pod uwagę, że Indiana Jones i Wielki Krąg zdobyło wysokie oceny zarówno od recenzentów, jak i graczy na całym świecie, nie będzie niespodzianką, jeśli napiszę, że ludzie z MachineGames szybko rozwiali wszystkie moje wątpliwości w tej kwestii.
Już od samego początku, którego – z obawy przed spoilerami – nie mogę zdradzić (choć każdy fan filmów z pewnością go doceni), czuć, że mamy do czynienia z grą o doktorze Jonesie. Nie sposób pomylić tego klimatu z czymkolwiek innym. Każda z początkowych lokacji, które odwiedzamy, wypełniona jest tym unikalnym uczuciem przygody. Od pierwszych chwil, gdy przejmujemy kontrolę nad Indianą, atmosfera wielkiej, nieprzewidywalnej opowieści jest wręcz namacalna. To historia pełna intryg, pomniejszych wątków i charakterystycznych dla serii spektakularnych wydarzeń rodem z Hollywood.
Filmowość filmowością, ale jak się w to gra?
Nie ukrywałem, że podchodziłem sceptycznie do tego, jak będzie wyglądała rozgrywka. Nie wiedziałem dokładnie, czego mogę się spodziewać po tej nietypowej kombinacji widoku z perspektywy pierwszej i trzeciej osoby. Jednak gdy osoby, które miały okazję zagrać w Indianę Jonesa na pokazach przedpremierowych, zaczęły porównywać grę do tytułów takich jak Dishonored, mój sceptycyzm szybko ustąpił miejsca rosnącej fascynacji.
Po spędzeniu około 30 godzin z tym tytułem mogę śmiało powiedzieć, że Indiana Jones i Wielki Krąg zasługuje na miejsce obok gier studia Arkane. To pełnoprawny przedstawiciel gatunku immersive sim. Już w pierwszej dużej, otwartej lokacji – Watykanie – przy wykonywaniu głównych zadań można zauważyć, że twórcy dali graczom ogromną swobodę w osiąganiu celów. Możemy spróbować przekraść się między wrogimi faszystami albo wcielić się w Johna Rambo i wyeliminować wszystkich świadków. Dzięki otwartej strukturze misji oraz ich znacznej długości możemy też połączyć oba style. Często zdarzało mi się przechodzić jedną część misji niczym duch, by następnie rzucić się w wir walki. Nic nie stoi na przeszkodzie, by kilkukrotnie zmieniać strategię w trakcie jednej rozgrywki, co było moim ulubionym podejściem – dawało mi najwięcej satysfakcji.
Do tego dochodzi szeroki wachlarz narzędzi i broni, które można wykorzystać. Oprócz kultowego bicza Indiany mamy do dyspozycji rewolwer, choć gra raczej nie zachęca do jego częstego używania – amunicji jest niewiele. Szczerze mówiąc, wcale mi to nie przeszkadzało, bo eksplorując lokacje, znajdowałem mnóstwo innych, często bardziej pomysłowych rozwiązań. Oprócz broni palnej porzucanej przez przeciwników w każdej lokacji pełno jest przedmiotów, które nasz archeolog może wykorzystać w walce. Obok oczywistych narzędzi, takich jak pałki czy metalowe rurki, trafiłem na przedmioty, które mnie zaskoczyły. Łopaty, łomy i klucze francuskie to tylko początek – największą frajdę sprawiło mi używanie nietypowych „broni”, jak szczotka do toalety czy przepychacz. Uwierzcie mi, powalenie nazisty za pomocą takiego przedmiotu to satysfakcja w najczystszej postaci.
Wirtualne zwiedzanie Watykanu i Gizy
Abyśmy mogli wykonywać nasze zadania w kreatywne i różnorodne sposoby, musieliśmy dostać do tego nie tylko odpowiednie zabawki, ale też dobrze zaprojektowane place zabaw. W mojej ocenie lokacje w tej grze są jednym z największych plusów całej produkcji. Oprócz tego, że ociekają one klimatem dzięki temu jak wyglądają i brzmią – a wyglądają i brzmią naprawdę dobrze – to są one niespodziewanie duże. I niekoniecznie chodzi mi o to, że gdy weźmiemy cyfrową linijkę i postaramy się oddać rozmiar mapy w wirtualnych kilometrach to wyjdzie nam jakaś chora liczba. Chodzi mi głównie o to, że prócz sporego terenu w poziomie, dostajemy też dużo warstw w pionie. Mnóstwo jaskiń, tuneli czy grobowców gdy spojrzymy w dół. Zaś wiele budynków ma sporą liczbę pięter ciągnących się w górę.
Dzięki temu, że te „warstwy” są solidnie wypełnione, co chwilę napotkamy jakieś poszerzające znany nam świat notatki i znajdźki. To samo tyczy się wcześniej poruszanej możliwości wykonania zadań na wiele sposobów. Mapy wypełnione są budynkami, które dają nam pokaźną liczbę niekoniecznie logicznie rozmieszczonych przejść, wyłomów czy dziur w płocie albo co ważne, miejsc, w których możemy zaczepić nasz bicz i wspiąć się po nim wyżej. Lub zjechać niżej, w zależności od potrzeb.
Naprawdę doceniam pracę jaką wykonały tutaj osoby odpowiedzialne za projekty poszczególnych miejsc. Chapeux bas.
Historia jest niezła, ale bardziej przypomina serial niż kolejny film
Sam fakt, że ktoś, kto zna i lubi filmy, i twierdzi, że historia z tej gry jest niezła, powinien nam coś powiedzieć. Jak pisałem wcześniej, od samego początku czuć tutaj ducha wielkiej przygody. Fabuła, choć momentami nieco rozwleczona, zaczyna nabierać tempa dość późno. Nie przeszkadza to jednak w szybkim zaangażowaniu się w opowiadaną historię. Znajdziemy tutaj kilka interesujących zwrotów akcji, choć nietrudno zorientować się, w jakim kierunku zmierzają główne wydarzenia. Na szczęście przewidywalność nie odbiera frajdy z odkrywania kolejnych etapów opowieści.
Większe zastrzeżenia mam natomiast do postaci, które budują tę historię. O ile główny bohater i główny antagonista są dobrze napisani i nie budzą większych zastrzeżeń, o tyle kilka postaci pobocznych, z którymi spędzimy więcej czasu, nie zapada w pamięć. Rzadko mówią coś interesującego i często brakuje im cech, które by je wyróżniały. To zdecydowanie obszar, który można by poprawić w przyszłych odsłonach.
Indiana Jones i jego miłość do zagadek
Każdy fan filmów, a także osoby, które lubią gry o podobnej tematyce – takie jak Uncharted czy Tomb Raider – z pewnością oczekiwały wiele po zagadkach. Jeśli chodzi o mnie, jestem z nich całkiem zadowolony. Gra zachowuje zdrowy balans pomiędzy poziomem trudności łamigłówek. Niektóre wymagają nieco większego zaangażowania i chwili na przemyślenie odpowiedniego rozwiązania, podczas gdy inne są banalnie proste. Najtrudniejsze zagadki zazwyczaj pojawiają się pod koniec rozdziałów gry.
Mimo wszystko, żadna z nich nie była na tyle skomplikowana, by zmusić mnie do szukania pomocy w internecie. Doceniam takie podejście – zagadki są logiczne i dobrze wpisane w fabułę, co pozwala na płynną kontynuację historii. Gracze raczej na nich nie utkwią, więc nie trzeba się martwić, że frustracja skłoni nas do odłożenia gry na kilka dni, myśląc: „Nie mam pojęcia, jak mam to, do licha, rozwiązać!”. Tego rodzaju sytuacje w tej grze po prostu nie występują.
Nie jest jednak aż tak różowo…
W dzisiejszych czasach gry z segmentu AAA niemal zawsze borykają się z jakimiś problemami w dniu premiery, najczęściej o charakterze technicznym. Niestety, i tutaj nie obyło się bez drobnych wpadek. Choć pod względem graficznym oraz wydajnościowym gra prezentuje się bardzo dobrze, kilka mankamentów zwróciło moją uwagę.
Grałem na Xbox Series X, więc mogę mówić tylko o tej wersji. O poważniejszych problemach, takich jak wyłączanie się gry, słyszałem od graczy na PC – na konsoli na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Jednak muszę zwrócić uwagę na dziwnie działające i powtarzające się dialogi. Dotyczy to sytuacji, gdy mamy pełną kontrolę nad Indianą, a towarzyszący nam NPC coś mówi. Nawet jeśli oddalimy się od niego, dialog potrafi powtórzyć się kilka razy. Co gorsza, zdarzało się, że postacie mówiące w pobliżu Indy’ego były tak ciche, że bez włączonych napisów trudno było je zrozumieć.
Największy zarzut kieruję jednak w stronę braku możliwości wyboru języka w grze. W 2024 roku to zaskakujące, że nie można wybrać polskich napisów w połączeniu z oryginalnym, angielskim dubbingiem. Z całym szacunkiem dla pracy polskich aktorów głosowych, ich wykonanie moim zdaniem nie dorównuje poziomowi angielskiej wersji. Nie jestem odosobniony w tym odczuciu – dobór głosów, szczególnie w przypadku Indiany Jonesa, wydawał mi się zwyczajnie niepasujący.
Z pomniejszych uwag warto wspomnieć o okazjonalnych spadkach płynności animacji. Zdarzały się one głównie w scenkach przerywnikowych, a nie podczas właściwej rozgrywki, więc nie wpływały znacząco na doświadczenie.
Mimo tych drobnych niedociągnięć wersję na mocniejszą konsolę Microsoftu mogę śmiało polecić. Gra działa bardzo dobrze, oferując solidne i dopracowane doświadczenie. Kawał dobrej roboty.
Sztuczna inteligencja nie jest jeszcze gotowa by przejąć władzę nad światem
Jeśli gra ma jakieś wyraźne mankamenty w swojej rozgrywce, to jest nim z pewnością sztuczna inteligencja przeciwników. Wrogowie naprawdę nie grzeszą ani inteligencją, ani szczególnie dobrym słuchem czy wzrokiem. Na normalnym poziomie trudności, grając w stylu skradankowym, mogłem eliminować przeciwników niemal na oczach ich towarzyszy – wystarczyło, że stali plecami jakieś 10 metrów od siebie. Nie wiem, czy sytuacja wygląda lepiej na wyższym poziomie trudności, ale z pewnością sprawdzę to, jeśli zdecyduję się kiedyś na drugie przejście gry.
Niestety, podobnie niedopracowane jest zachowanie naszej towarzyszki, Giny. Podczas prób cichego przejścia obok obozu nazistów, sympatyczna włoska dziennikarka często postanawia przebiec tuż obok patrolujących żołnierzy i najemników. Co zaskakujące – wrogowie niemal w ogóle na to nie reagują, co tylko potwierdza moje wrażenie o ich niskim poziomie inteligencji. Naprawdę, nie są to sprytne bestie.
Podsumowując
Indiana Jones i Wielki Krąg to najlepsza gra first party od Xboxa w tym roku. Pójdę nawet dalej i powiem, że to jedna z najlepszych gier w ich portfolio w ostatniej dekadzie. Ma swoje wady, które akurat nie przeszkadzały mi w świetnej zabawie. To jednak pewnie tylko kwestia gustu lub tego jak mocno jestem na niektóre rzeczy odporny.
Zalety tego tytułu bardzo wyraźnie przesłaniają mi jego problemy i nie boje się powiedzieć na głos, że jest to jedna z najlepszych gier w jakie w tym roku miałem przyjemność zagrać. Polecam wszystkim fanom filmów. Polecam wszystkim fanom immersiv simów. To świetny tytuł, którego potrzebował Xbox. Jak tlenu.
Dodaj komentarz