Microsoft Flight Simulator to seria symulatorów lotów statkami powietrznymi, których korzenie sięgają 1982 roku. To na trzy lata przed premierą Windowsa 1.0! Seria od zawsze cechowała się naciskiem na realizm. Nic dziwnego, hasło przewodzące serii to “tak realne, jak tylko możliwe”.
W 2020 roku premierę miała ostatnia odsłona gry: Microsoft Flight Simulator 2020. Kilkakrotnie podchodziłem do prób pogrania w nią, jednak będąc wyposażonym wyłącznie w kontroler Xboxa, nie byłem w stanie zrozumieć fenomenu gry. Wszystko zmieniło się w momencie, gdy dotarł do mnie zestaw od Logitecha X56 HOTAS
Saitek, czyli Logitech G
Konstrukcja Logitecha, którą przyszło mi testować jest w istocie konstrukcją Saiteka. W kwietniu 2017 roku, szwajcarski producent przejął Saiteka i obecnie sprzedaje jego produkty pod swoim szyldem. Także, jeśli spotkałeś się kiedyś z produktem Saitek X56 to jest to samo urządzenie z drobnymi tylko zmianami. Względem oryginału zmieniło się przede wszystkim podświetlenie oraz – co oczywiste – opakowanie.
Zawartość zestawu i pierwsze podłączenie
Opakowanie zawiera w sobie przepustnicę oraz joystick. Prócz tego w pudle można odnaleźć cztery sprężyny regulujące opór wychylenia joysticka. Prócz tego standardowe ulotki i dokumentacja. Jak sam widzisz, zestaw dość standardowy, bez zbędnych ekscesów. Chociaż przyzwyczajony jestem, że Logitech (wzorem Razera) dorzuca swoje naklejki z logotypem do każdego produktu, tak tutaj ich nie ma. Powodem jest zapewne to, że produkt jest “spadkowy” po Saiteku.
Zostałem za to zaskoczony przy podłączaniu sprzętu do peceta. Otóż przepustnica oraz joystick mają niezależne od siebie porty USB typu A co wymaga dwóch takich portów w komputerze. To nie jest problem, ale mój pecet dysponuje akurat… jednym takim portem. Wszystkie inne to już nowoczesne porty USB C. Początkowo więc test się opóźnił, bo musiałem zamówić HUBa na potrzeby tego tekstu.
Chociaż początkowo powodowało to we mnie pewne rozczarowanie szybko doszedłem do wniosku, że to bardzo dobre rozwiązanie. Ja jestem graczem niedzielnym, który po symulatory sięga bardzo okazjonalnie. Gracze z większym stażem z pewnością budują własne stanowiska do grania a nawet rozbudowują je o kolejne urządzenia. Niezależność kabli daje nam większą możliwość podłączenia i rozstawienia sprzętu np. po obu stronach fotela.
Konstrukcja
Zarówno przepustnica jak i joystick robią fenomenalne wrażenie. Sprzęt wyposażony jest w 34 (!) przyciski o najróżniejszych funkcjach i widok ten potrafi w pierwszej chwili przytłoczyć. Oba sprzęty wyprofilowane są tak, że leżą idealnie w dłoni. Ważna uwaga: jest on projektowany dla osób praworęcznych. Z początku miałem obawy, jak sobie poradzą dłonie dorosłego faceta (moje) a jak mniejsze, to korzystając z pomocy córki stwierdzam, że w obu przypadkach wszystkie przyciski i funkcje są w zasięgu.
Oba manipulatory pokryte są poliwęglanem. To takie matowe tworzywo, które przypomina nieco chropowatą gumę. Jeśli pamiętasz czasy Nokia Lumia, to tamte telefony były pokryte dokładnie tym samym materiałem.
Wyprofilowanie połączone z poliwęglanem sprawiło, że nawet po długiej sesji gry dłonie nie ślizgały się a chwyt pozostawał pewny.
Wspomniane cztery sprężyny pozwalają na dopasowanie do swoich preferencji oporu wychylenia steru kierunkowego. Gdy jeden jest dla ciebie zbyt miękki, wystarczy chwila, by zmienić opór na taki, który preferujesz.
Podoba mi się też to, jak manipulatory trzymają się podłoża. Podklejone są solidnymi gumami, które zapobiegają mimowolnemu poślizgowi na blacie. Ważne jest, że oba sprzęty mają też przygotowane otwory by móc je przykręcić, gdybyś chciał zbudować sobie w domu kokpit, albo po prostu zamocować na stałe.
Wrażenia
Jeśli Flight Simulator cię odrzucił bo to “nudne”, to zmienisz nastawienie po położeniu rąk na Logitech X56 HOTAS. Okazuje się, że pilotowanie samolotów – od małych awionetek po olbrzymie jumbo jety nie jest takie proste! O ile na kontrolerze od Xboxa można wskoczyć w zasadzie od razu w fotel pilota, tak tutaj zachęcam i namawiam do przejścia kompletnego samouczka od zera. Opanowanie wszystkich 34 klawiszy i tak wymaga wprawy i przyzwyczajenia, ale gra nabiera prawdziwej głębi. Okazuje się, że opanowanie nawet najprostszej maszyny wymaga wprawy i przelatanych -nastu godzin. Nie inaczej w przypadku innych, bardziej dynamicznych gier takich jak Elite: Dangerous czy Ace Combat 7, gdzie nierzadko wręcz szarpie się za joystik czy wolant.
Sprzęty pracują cicho, płynnie, bez żadnych zacięć. Przyciski – po ich opanowaniu – są rozłożone logicznie. To wysokiej klasy urządzenia, które mógłbym polecić praktycznie każdemu. Mają jednak jedną wadę.
Co z tym ekosystemem?
Logitech w ostatnich latach przejął kilka firm: Astro, Streamlabs, Seiko i Ultimate Ears. Część z tych brandów już nie istnieje lub zostały przebrandowane na gamingową markę Logitech G. Jednak po przejęciu tych firm… nic się nie stało. Szwajcarski producent nie kontynuuje prac nad obecnymi modelami i na próżno szukać ich nowych wersji. Na to samo cierpi HOTAS X56. Jest to model, który trafił do Logitecha “w spadku” i mimo upływu sześciu lat, nadal nie doczekaliśmy się np. pedałów do sterowania. Owszem, nadal mówimy o komputerach osobistych więc nic nie stoi na przeszkodzie by sięgnąć po te od Thrustmastera. Ale jednak – to już inny brand. Brak mi tutaj również zaktualizowanych sterowników i przeniesienia ich do Logitech Hub. Po tylu latach, jest to niezrozumiałe.
Czy zatem warto?
Podobnie jak w przypadku Logitech Pro Racing Wheel – to zależy. Hotas X56 sam w sobie jest rewelacyjnym urządzeniem zdecydowanie wartym swojej ceny. To doskonale wykonane urządzenie, które powinno wystarczyć każdemu początkującemu fanowi symulatorów lotów. Jednak wymaga przemyślenia w kontekście budowy całego kokpitu. Obawiam się, że przy chęci rozbudowania domowego zestawu lepiej sięgnąć po konkurencyjne, bardziej przyszłościowe rozwiązania.
Dodaj komentarz