Microsoft ze swoją wsteczną kompatybilnością kolejny raz zachęcił mnie do nadrabiania zaległości. Po ostatnich rewelacyjnych przygodach “Kanciastoportego” postanowiłem sięgnąć po tytuł sięgający 2009 roku, który łypiąc w moim kierunku śmieszną okładką, zachęcił do kolejnej przygody. Choć byłem pełen obaw, bo jednak powrót do czasów dwóch generacji wstecz bywa niekoniecznie przyjemnym zderzeniem z nieuniknionym zębem czasu. Jak było w tym przypadku? Zapraszam poniżej.
Grafika jaka jest, każdy widzi
Po odpaleniu tytułu natychmiast zszedłem na ziemie ze swoimi oczekiwaniami. Wszystko dlatego, że omawiany tytuł jest zwyczajnie wyprany z kolorów, będąc przy okazji przejaskrawiony w wielu miejscach. Tytułowy SpongeBob od frontu jest tak prześwietlony, że ciężko się na to patrzy, a jego twarz przypomina trochę bardzo niskiej jakości render z ery PlayStation 2 i pierwszego Xboxa. Z resztą też nie jest lepiej. Ja wiem, to wiekowy tytuł, ale tu upatruje winę gdzieś indziej. “…Truth or Square” był multiplatformowy. Wyszedł na Wii, a także Playstation Portable i Nintendo DS. O ile ostatnia “kieszonsolka” z oczywistych względów dostała inny niż reszta tytuł, tak port z Wii to wypisz, wymaluj dokładnie to samo. To właśnie tutaj doszukuję się winowajcy i oczywistego downgrade’u dla konsoli, która była w momencie wydania omawianej gry 4 lata na rynku! Bez obaw jednak, nie jest totalnie paskudnie. Jeśli grałeś w jakikolwiek tytuł ze SpongeBobem, tak zobaczysz tu wszelkie elementy znane z poprzedników. Wszak Nickelodeon z tą marką robi to, co Nintendo z Mario (wybaczcie to porównanie, ale jest najbliżej tego schematu). Co mam na myśli?
Wszystko, co już znasz, ale podane w innym sosie
Nie da się ukryć, że po odpaleniu tego tytułu z 2009 roku, mimo gorszej grafiki i kilku innych mankamentów, czułem się jak w domu. Wszystko za sprawą poziomów, które do złudzenia przypominają nieco inne podejście do leveli, które poznasz w innych odsłonach, nawet tych najnowszych. Bohaterowie, lokacje, ścieżka dźwiękowa, przeciwnicy, a nawet bossowie, którzy kolejny raz są robotycznymi wersjami przyjaciół głównego bohatera. Nie zaskoczy cię również sposób prowadzonej rozgrywki, choć tu akurat spotkasz nieco więcej innowacji. SpongeBob podczas walki będzie miał możliwość ponownie rzucania balonami z wodą, ale już ataki bezpośrednie zmienią “Gąbczastego” w ogromną łopatkę do kraboburgerów, lub w innym wariancie ster, który kręcąc się, atakuje wszystkich przeciwników wokół. To nie wszystko! Power-upy, które złapiesz podczas gry, zamienią główną postać w napakowanego osiłka. Innym razem zostaną wezwani na pomoc Skalmar, Sandy i Patryk. Gdzie każdy z nich dysponować będzie innymi atakami, ci jednak dostępni są tylko przez określony czas.
Trochę o fabule
Ta jest jak zawsze dość zakręcona. Spongebob tuż przed siódmą rocznicą istnienia Tłustego Kraba zapomina gdzie zostawił przepis na kraboburgera! Jeśli choć trochę znasz to uniwersum, to nie muszę ci mówić, że wszystkim jak zawsze zainteresował się Plankton, który od lat pragnie posiąść tą zagubioną recepturę. Postanawia więc “pomóc” SpongeBob’owi i przypomnieć mu gdzie ją zostawił, wchodząc mu do głowy. Można więc domniemywać, że to, co dzieje się w całej grze to wyobraźnia naszego żółtego kucharza. Kanciastoporty twierdzi, że by przypomnieć sobie, gdzie zostawił recepturę, musi powspominać wszelkie radosne chwile w jego życiu. Nie miał ich jednak zbyt wiele, bowiem każde wspomnienie to level, a tych w grze mamy 10, podzielonych na 3 akty.
Jeśli więc nie jesteś zbieraczem, to cały tytuł powinieneś ukończyć w dwa wieczory, a jeśli eksploracyjne zagadki i przymusowy back tracking, nie jest ci obcy, to z powodzeniem dolicz jeszcze kilka godzin. Pytanie tylko, czy te godziny będą przyjemną rozgrywką, czy walką z błędami i nieprzemyślanymi decyzjami twórców.
A mogło być tak dobrze
O ile cała gra wcale nie jest najgorsza, powiedziałbym nawet, że to kolejna udana część, choć bez fajerwerków, tak nie mogę tego zrobić z czystym sumieniem. Ta gra jest zepsuta przez pracę kamery, ale do tego stopnia, że potrafi skutecznie zniechęcić do dalszej rozgrywki. Ta jest bowiem zawieszona na sterowanej postaci, przez co walki z bossami to w dużej mierze rozgrywka “na słuch”, unikając ataku nieprzyjaciela jesteśmy, zmuszeni tylko nasłuchiwać, ponieważ sam boss jest poza zasięgiem kamery. To jeszcze nie wszystko, kamera nierzadko “odczepia” się od SpongeBoba, tylko po to, by umieścić ją pod kątem i uniemożliwić odczytanie przez gracza poprawnej odległości jednej platformy od drugiej. Jeszcze mało? “Oko” gracza często zawiesza się na elementach drugiego planu, co doprowadza do zgonu raz po raz. Ogrywanie “…Truth or Square” przez wzgląd na ten jeden element wymaga cholernie dużo samozaparcia, ale nie tylko to jest tu wadą niszczącą rozgywkę. Checkpointy są tak porozrzucane po levelach, że utrata życia w konkretnych miejscach skutkuje przechodzeniem połowy planszy po stokroć. Nie byłoby to problemem, gdyby nie to, że przecież i tak wrócimy do nich, by zdobyć wszystkie szczęśliwe przedmioty sumujące grę do 100%, bo bez tego każda gra, tego uniwersum wiele traci.
Kilka fajnych pomysłów, w kiepskiej formie
Poza szczęśliwymi przedmiotami zbieramy też lunchboxy, które odblokowują bonus arty w konkretnym miejscu w domu. Problem w tym, że wszystko jest w formie video, rozwleczonego pokazu slajdów, które wyłączysz po trzech sekundach, a same trwają około 30. Kolejny raz spotkasz tu też możliwość zakupu strojów za zdobytą walutę. Po 4 warianty dla każdego, choć sens strojów dla power-upowych kolegów jest dla mnie trochę nijaki i nie wnosi zbyt wiele do gry. Wdzianka Kanciastoportego też są tu raczej słabe, a założenie mu czegoś na kształt kominiarki to chyba szczyt designu ekipy z Heavy Iron Studios. Jedynym fajnym elementem jest wirtualne urządzanie domu, który jest hubem naszej przygody i za zdobytą walutę możemy kupić nową kanapę lub obrazy z przyjacielem Patrykiem.
Gra muzyka
2009 to czas, w którym nikt nie myślał, by polonizować taki tytuł dla dzieci z Polski, a jeśli już padła taka decyzja, to były to wyjątki. Mamy tu oryginalny dubbing, który w mojej opinii jest zdecydowanie gorszy od naszego. Muzycznie z kolei jest klasycznie. Znane motywy, powielane w wielu odsłonach, bez nowości. W innej grze może bym się tego czepiał, ale tutaj akurat to dobry ruch.
Niepotrzebne skreślić.
Jeśli jesteś fanem gier w tym świecie, to pewnie i tak w to zagrasz, nieważne co tu napisałem. Sam bym tak zrobił. Obiecuję ci jednak przy tym stos nerwów, kilku fajnych pomysłów w panierce niedopracowania, bugów i kamery rodem z Bubsy 3D. To tytuł, któremu dam ocenę 6, ale tylko ze względu na fakt, że z zaciśniętymi zębami bawiliśmy się z żoną całkiem poprawnie, ogrywając ten tytuł na zmianę. Dziwi mnie jednak wrzucenie właśnie tego tytułu do sklepu MS. Ani to nie jest najlepszy “SpongeBob” dostępny na poprzednie generacje, ani najładniejszy. A już na pewno niewarty pełnej ceny 60zł. Jeśli więc jesteś masochistycznym fanem tej dziwnej animacji i za punkt honoru wziąłeś sobie wszystkie możliwe części, to śmiało łap za pada. Jeżeli jednak jest w tobie resztka zdrowego rozsądku, a kupka wstydu zdecydowanie lepszych gier wypatruje z konsoli, to nawet po to nie sięgaj. Żeby nie było, że nie ostrzegałem.
Wersja video:
Dodaj komentarz