Potężni faceci w blaszanych skafandrach, w rękach bronie ciężkie i wielkie, że już samym wyglądem budzą respekt. Do tego głos głównego bohatera, przeszywający niczym żyletki wbijane w szkolną tablicę. Skojarzenia z Gears of War przy tym tytule towarzyszyły mi od zawsze, nie o tym sztandarowym tytule jest jednak ten tekst.
Bulletstorm jest jak boomerang
Bulletstorm to jedna z tych gier, o których często wspomina się w luźnych rozmowach o grach i aż dziw bierze, że w momencie premiery nie zawojował rynku, mimo iż zasługiwał swoim świeżym jak na tamten czas podejściem. Brak patosu fabularnego, jawne wyśmiewanie konkurencji i chęć wprowadzenia nowej narracji. Dania pewnego wyboru, że możesz traktować owy tytuł jak zwykły shooter, ale równie dobrze możesz czerpać radość niczym z gry na starych automatach arcade, zdobywając raz po raz punkty za pomysłową eksterminację wroga. Nadchodząca wersja VR z pewnością rozgrzeje ponownie temat do rozmów, i pewnie ktoś z czytających zada pytanie – po co kolejna wersja Bulletstorm?. A co jeśli ci powiem, że tytuł ten ma już 12 lat na karku?
Nie będę jednak oszukiwał, najprościej było mi sięgnąć po wersję odświeżoną omawianego tytułu. Wersja Full Clip Edition z 2017 roku na dobre zastąpiła oryginał w sklepach cyfrowych. Jedni uważali, że zmiany były na tyle kosmetyczne, by nazwać grę remasterem, inni z kolei twierdzili nawet, że oryginał bronił się lepszą paletą barw. Twórcy jednak nazywają ową wersję “najpełniejszą” dodając do niej wszystkie dodatki i ekskluzywną zawartość. Dlatego też postanowiłem zapoznać się w 2023. roku właśnie z tą wersją.
Jak się broni w 2023?
Minęło sporo czasu od premiery. Boomer Shootery wróciły do łask, Doom z 2016 wjechał na imprezę i nie pozostawił jeńców w kategorii demonicznej rozwałki. Prawda jest jednak tak, że sam bohater owego tekstu świetnie wpasowuje się w obecne standardy gier i poza sekcjami QTE, które zdradzają nieco okres, w jakim miała premierę, totalnie nie ma się czego wstydzić i nie musi już z nikim konkurować o miano dobrej strzelanki. Zacznę jednak od początku.
Fabuła gry jest raczej jej najsłabszym elementem. No i to nie jest tak, że jest jakąś totalną klapą. To zwyczajnie element, którego nie zapamiętasz po miesiącu od ogrania. Grayson Hunt to członek byłej grupy Dead Echo pod dowództwem generała Sarrano. Pech chciał, że główny bohater i jego kompani odkrywają niechlubną prawdę dotyczącą wykonywanych rozkazów. Pogrążony w litrach alkoholu i chęci zemsty wykonuje w trakcie fabuły dość nieprzemyślane ruchy, które doprowadzą jego i jego kompanów na planetę Stygia, na której to znajdą również wspomnianego generała, a od niego samego będzie zależało jaką decyzję podejmie dla siebie i swoich kompanów – zwieńczenie chęci zemsty, czy ucieczka z felernego miejsca pełnego szaleńców różnej postaci. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, wszak piszę ten tekst, by zachęcić do powrotu lub poznania tego tytułu w obecnych czasach.
O ile fabularnie może wydawać się dość poważnie, to podane to jest raczej w narracyjnie luźny sposób. Nikt nie boi się używać żartów o penisach w najróżniejszej formie, rzucania mięsem na prawo i lewo w dialogach. Oczywiście całość można ugrzecznić w opcjach gry, nie jest jednak to na tyle uciążliwe, żeby przeszkadzało przy dłuższym posiedzeniu, a jeśli nie przeszkadza ci taka forma, to możesz nawet zaśmiać się w kilku miejscach.
Rozgrywka początkowo nie różni się zbytnio od shooterów tamtego okresu, nowością może być kopnięcie, ale jeśli ktoś od samego początku oczekiwał rewolucji, to mógł się rozczarować. Na szczęście szybko się to zmieniło za sprawą otrzymanej podczas kampanii “smyczy”, czyli ultranowoczesnej technologii, dzięki której będziesz mógł przyciągnąć swoich wrogów do siebie, by sprzedać im kopniaka i w slow motion poprawić wystrzałem z broni zdobywając przy tym konkretną ilość punktów. No i spytasz skąd te punkty!? Otrzymany gadżet jest połączony z układem nerwowym naszego bohatera, ta technologia bowiem służyła do oceny skuteczności w walce konkretnego żołnierza, a zdobyte punkty dawały możliwość zdobycia zasobów (nowych broni i ich modyfikacji) w konkretnych miejscach rozrzuconych na mapie.
Dla Graysona smycz otworzyła dostęp do broni i ich ulepszeń i stała pewnego rodzaju motywatorem do coraz to bardziej pomysłowej eksterminacji wrogów. Z tym jednak nie będziesz miał problemu, gdyż tych jest cała masa. Od tych, którzy budzą skojarzenia z tymi z Psycho znanymi z serii Borderlands, po masywnych oponentów z jeszcze potężniejszym orężem. Nie zabraknie też okultystów, trujących roślin i bossów. Wszystko w pięknych lokacjach, które robią wrażenie nawet dziś. I skoro Full Clip Edition jest w wielu miejscach brzydsza wg. wielu odbiorców w internecie, to tym mocniej gratulacje dla People Can Fly za stworzenie tak wspaniałego świata. Unreal Engine 3 wciąż pokazuje pazur nawet gdy odpalimy owy tytuł na poczciwym Xbox One. Piękny świat to jednak nie wszystko.
Kampania mogłaby być nieco dłuższa. Jeśli planujesz ograć tylko podstawowy tryb na domyślnym poziomie trudności, to całość ukończysz w mniej niż dwa wieczory. Na szczęście arcade’owy system rozgrywki zachęca do ponownej zabawy, a fabuła, która jest łatwa do zapomnienia, może być w tym wypadku atutem do ponownego jej poznania.
Udźwiękowienie gry jest na najwyższym poziomie. Muzyka w tle z racji liniowości kampanii gra dokładnie tam, gdzie powinna, od metalowych brzmień po patetyczne chóry zagrzewające do walki. Wszystko to budowało nastrój, jaki znamy choćby z przytoczonego na początku tekstu Gears of War.
Ta gra jest kompletna.
Bulletstorm to przykład idealnego dla mnie shootera. Nie jest to tytuł wybitny, niemniej zasługuje na twoją uwagę ze względu na wyprzedzanie trendów, które daje dziś taką radość z obcowania z tym tytułem i poczucie świeżości. Gdyby ktoś powiedział mi, że owy tytuł wyszedł dziś, to z przyjemnością sięgnąłbym po niego bez wahania. Świat, który współgra ze wszystkimi składowymi. Jest tym, czym chciał być – świadomym shooterem bez napinki, do którego z pewnością wrócisz nieraz za sprawą łatwej w odbiorze rozgrywki, która swoją efektowną oprawą wciągnie cię jak bagno.
Dodaj komentarz