Redfall wywołał ogromne zamieszanie w sieci jeszcze przed swoją premierą. Wszystko to miało związek z informacją o dostępnym klatkażu: 30 FPS to dla wielu zbyt mało i przekreśliło ten tytuł na starcie, przy okazji mocno narzekając na Xboxa jako platformę.
Ja należę do bardziej pragmatycznej grupy, na którą nie oddziałuje tak magia cyferek. Niektórzy nazwaliby mnie amatorem, bo te 30 FPS w zupełności mi wystarcza. Dla recenzenckiego obowiązku jednak podkreślę raz jeszcze: recenzowany tytuł trafił do mnie z adnotacją, że łatka wprowadzająca 60 FPS pojawi się “jakiś czas po premierze”.
Witaj w Redfall. Wiosce niczym z Halloween
Tytułowe miasteczko to typowa, nadmorska mieścina, która dotąd żyła w spokoju i harmonii. Aż któregoś dnia zostało zupełnie odcięte od świata zewnętrznego, a na ulicach zapanowały wampiry i inne krwiożercze bestie, które są owocem nieudanego eksperymentu. W trakcie gry odkrywamy nie tylko genezę samych wampirów, ale także sekrety wielu ich mieszkańców.
Fabuła, chociaż na pierwszy rzut oka może wydawać się sztampowa, zawiera w sobie wiele smaczków i zachęca do odkrywania i eksploracji. By poznać całą historię, należy nie tylko wykonywać główne misje, ale także zadania poboczne lub zbierać upiorne pukle, czyli strzępy historii z przeszłości.
Zadaniem gracza jest oczywiście wyzwolenie miasteczka. Możemy tego dokonać samodzielnie lub podczas zabawy w trybie kooperacji. Przyznam, że tego drugiego nie miałem okazji sprawdzić. Wcielamy się w jednego z czterech bohaterów: Devindera, Laylę, Remi i Jacoba, który przypadł mi najbardziej do gustu. Każdy z nich ma inne, indywidualne zdolności.
Giwery, czyli to co gracz lubi najbardziej
W grze napotkamy najróżniejszych przeciwników. Od zwykłych “piechurów” aż po wymyślnych wampirów, na których kule oczywiście działają, ale nie pozbawiają ich hmmm życia. By pozbyć się ich całkowicie, należy przebić ich kołkiem, potraktować promieniem ultrafioletowym czy podpalić ich np. pistoletem sygnałowym. Każda metoda jest dobra, dopóki jest skuteczna. Do pozostałego oręża należy doliczyć całkowity standard, czyli pistolety, karabiny i strzelby. Każda z tych broni ma kilka poziomów jakości. Im wyższy poziom, tym broń lepsza.
Ogólnie nie jest tego wybitnie dużo, ale strzela się fajnie. Dawno tak dobrze nie biegało mi się po mapie i strzelało do przeciwników i z przyjemnością odpalałem grę raz po raz, by jeszcze trochę popchnąć akcję do przodu. Najwięcej przyjemności daje mieszanie strzelania z unikalnymi umiejętnościami bohatera. Ja najwięcej grałem Jacboem, który ma swojego kruka, który oznacza nam wrogów na mapie (jak w Assasins Creed) oraz może użyć zasłony, by na chwilę stać się niewidzialnym. Ma też Łamacz Serc, czyli potężny, widmowy karabin. Łącząc wszystkie metody i cechy, można naprawdę fajnie pobawić się na mapie.
Miasto moje a w nim
Redfall nie jest przesadnie wielkim miastem. Dość powiedzieć, że przebiegnięcie z jednego końca na drugi to kilka-kilkanaście minut, ale na monotonię nikt narzekać nie będzie. W niewielkiej odległości jest wybrzeże, pozbawione wody jak i całkiem spore wzniesienia. Do tego plątanina domów, ulic, piwnic, sklepów, kina czy parkingów podziemnych lub stacji benzynowych. Wnętrza są wielopoziomowe i wypełnione przedmiotami. Architektura miejscowości jest naprawdę sensowna i wygląda, jakby żywcem była przeniesiona z jakiegoś amerykańskiego serialu.
Gdy rozpocząłem zabawę, pierwszą moją myślą było: o matko, ależ ta gra będzie krótka, bowiem po pierwszej odprawie w Remizie Strażackiej (będącej swoistym centrum dowodzenia), naniesiono mi na mapkę trzy punkty, które były w niewielkiej odległości od siebie. Jednak zadań wraz z przebiegiem gry przybywa, chociaż często jesteśmy prowadzeni do tych samych lokacji.
Zadania wydają się być zróżnicowane. Czasem trzeba przynieść jakieś części, np. do maszyny od popcornu a innym razem poszukać zaginionego członka rodziny. Na dłuższą metę wszystkie zadania są do siebie podobne i polegają na pójściu z punktu A do B. Ewentualnie jeszcze z powrotem. Każde większe zadanie kończy się walką z mini bossem, do którego trzeba mieć ciut inne podejście. Chociaż starcia bywają trudne, to nie powodują frustracji.
Prócz wykonywania zadań warto przetrząsać każdą półkę w każdej lokacji. W tym świecie cenne okazuje się być praktycznie wszystko — od papieru toaletowego po płyny do mycia albo jedzenie. Wszystkie itemy wymieniane są na pieniądze, a te przeznaczyć można na amunicję, broń, apteczki lub osprzęt, który jest nam niezbędny: wytrychy, zestawy elektryczne czy wampirzą krew. I jak to w świecie bywa — wszyscy czegoś od ciebie chcą, ale za darmo, to nic ci nie dadzą.
Humor i oprawa audiowizualna
Redfall ma spory dystans do przedstawionego świata jak i siebie samego. Chociaż część żartów może wydać się czerstwa, doskonale wpisują się one w ogólny klimat gry. A tego z pewnością nie brakuje. Domy udekorowane lampionami i dyniami halloweenowymi, muzyka nawiązująca do tego amerykańskiego święta czy teksty pełne żartów i humoru w pozostawionych notatkach to tylko drobne mrugnięcia okiem do gracza. Całość jest szalenie spójna i sprawa, że świat ten, chociaż przepełniony groteską wydaje się całkiem rzeczywisty.
Grafika ma swój bardzo specyficzny styl, który niekoniecznie każdemu przypadnie do gustu. Z pewnością Redfall nie zostanie zapamiętany jako najpiękniejsza gra tego roku (no i dla lubiących cyferki — brak 60 FPSów). Ba! Myślę, że na rok 2023 spokojnie moglibyśmy wręcz oczekiwać czegoś lepszego.
Osobny akapit zasługują niedoróbki i polski dubbing. W kwestii niedoróbek z pewnością rzucają się w oczy dwa elementy: doczytywanie tekstur oraz tragicznie głupie AI przeciwników. To pierwsze nie wymaga wyjaśnień, chociaż to trochę obciach, by w 2023 nadal mieć tego typu problemy. AI zwykle spisuje się ok, ale czasem potrafi zwariować i przeciwnicy zaczynają strzelać do siebie samych lub nas… nie dostrzegają. Oczywiście zdarzają się też mniejsze problemy jak urywane animacje, lewitujące beczki czy inne drobnostki, ale te są rzadko i trudno dostrzegalne.
Kwestia dubbingu to rzecz gustu. Niewiele było tu do tłumaczenia, bowiem dialogi ogólnie nie są zbyt rozbudowane, a większość napotkanych postaci nie jest zbyt rozmowna (na ogół tylko chrząkają), ale i tak głosy są… amatorskie. Jakby wzięli losowych aktorów, którzy nigdy nie podkładali głosu niczemu.
To jednak tytuł przy którym dobrze się bawiłem
Od pierwszego uruchomienia gry starałem się znaleźć jakieś trafne porównanie. I chociaż nadal nie jestem go pewny, to w mojej ocenie Redfall balansuje pomiędzy serią FarCry a Deathloopem. Do obu przypadków widzę tutaj sporo nawiązań, dlatego jeśli lubiłeś chociaż jeden z nich, to w świecie wampirów odnajdziesz się bez problemu. Na pewno nie oczekuj poważnego shootera na długie tygodnie. To raczej mniejsza gra, która ma przede wszystkim bawić i pozwolić na chwilę relaksu.
Z Redfall pierwszy raz miałem styczność podczas Xbox Fan Fest w Madrycie w 2022 roku i nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia. Teraz po ograniu tytułu odczuwam mieszankę satysfakcji, bo dobrze się bawiłem z nutą żalu, że gra z pewnością mogła być lepsza. Nie bardzo jednak potrafię wskazać, co tu zawiodło konkretnie, bo wszystkiego jest tu za mało. Broni za mało, misje za mało zróżnicowane, świat za mały i zbyt powtarzalne zadania. Jednak dał mi on frajdę w trakcie weekendu majowego i nie żałuję czasu na niego. Historię śledziłem z ciekawością, a strzelanie do kolejnych wampirów zwyczajnie sprawiało mi przyjemność. To świetny relaksator po ciężkim dniu pracy gdy nie ma się chęci ani siły na nic poważniejszego. Jeśli taki był cel twórców, to udało im się go wypełnić. Odnoszę jednak wrażenie, że tytuł miał być czymś dalece bardziej ambitnym, ale coś zawiodło. Trochę szkoda.
PS. Grę oczywiście znajdziecie w dniu premiery w abonamencie Game Pass, sklepie Xbox oraz w wydaniu pudełkowym.
Dodaj komentarz