Pierwsze Road 96 zadebiutowało 16 sierpnia 2021 i jej premiera… przeszła praktycznie bez echa. Aż do dnia, w którym tytuł zadebiutował w abonamencie Game Pass. Wówczas stała się prawdziwym fenomenem a gracze masowo chcieli wydostać się z autorytarnej Petrii.
Nie dziwię się tym entuzjastom
Road 96 pomimo charakterystycznej oprawy balansującej pomiędzy “ciekawą” a “brzydką w opór” oferowała fenomenalną opowieść z ciekawymi bohaterami opakowaną w niebanalną rozgrywkę. Po dwóch latach na dyski konsoli wylądował prequel.
Historia Miles 0 to opowieść dwóch postaci
W prequelu wcielamy się w Zoe — córkę ministra paliw, która żyje w pięknej bańce. Ma duży dom, niczego jej nie brakuje a osiedle, na którym spędza czas, dedykowane jest dla najważniejszych osób w kraju. Zoe doskonale znamy z pierwszej części, gdyż nierzadko można było natrafić na nią po drodze do granicy.
Drugą postacią jest Kaito. Postać z robotniczej warstwy społecznej. Chłopak kilka lat wcześniej stracił bliską mu osobę, przez co ukrył się przed rówieśnikami (i światem) na placu budowy. W tej swoistej kryjówce nawiązał relację z Zoe, która stara się go wesprzeć gdy tylko może.
Relacja tych dwóch postaci jest środkiem całej historii. Oboje nie potrafią do końca się zrozumieć, gdyż pochodzą z dwóch, zupełnie różnych światów. Ich relacje jednak zmieniają się z czasem na wskutek naszych rozmów i wyborów.
Wiele mechanik gry jest nam doskonale znanych
Nasze rozmowy i wybory, których dokonujemy w ich trakcie, mają znaczenie. Trzeba zatem bardzo uważać podczas rozmów, gdyż wypowiedzianych słów nie można cofnąć.
Podobnie jak w poprzedniej części, gracz może decydować się również na wpływanie otoczenia. Co prawda symbolicznie, ale możemy niszczyć plakaty bądź zostawiać graficzne tagi na murach, które wyrażają nasze poparcie bądź bunt wobec władzy. I podobnie jak poprzednio szukamy znajdziek w postaci kaset magnetofonowych, puszek z farbą czy naklejek.
Pewną nowością są sekwencje rytmiczne, a także to, że gra (w zależności od sytuacji w fabule) płynnie przełącza nas między Zoe a Kaito.
W rytmie disco
Wspomniane muzyczne sekwencje polegają na przejazdach na deskorolce (lub rolkach) pewnej sekwencji. Podczas tych przejazdów trzeba unikać przeszkód, jednocześnie zbierając gwiazdki, które wpływają na ocenę przejazdu. Co ważne, przejazdy te możemy powtórzyć tyle razy, ile tylko chcemy. Najwyższą notą jest ocena S.
Co ważne, podczas tych przejazdów często musimy dokonywać wyborów, które wpływają potem na linię fabularną. Na szczęście twórcy umożliwili niewprawionym graczom pominięcie najtrudniejszych dla nich sekwencji gdy nam one nie wychodzą, lub zwyczajnie nie mamy ochoty ich ograć.
Sekwencje te (nazywane przez twórców psychodelicznym rajdem) są pewnego rodzaju metaforą myśli i emocji, którymi targani są bohaterowie. Zresztą, seria Road 96 słynie z symboliki, więc nie jest to jedyny taki element w grze.
Gra jest przeraźliwie krótka
O ile podstawową część można było ogrywać wielokrotnie i za każdym razem czerpać z tego przyjemność, tak Mile 0 starcza na 4, może 5 godzin gry. Owszem, ponownie jest kilka zakończeń, ale… mi tytuł nie zapewnił na tyle głębokiego i przejmującego doznania, by chciało mi się odkrywać je wszystkie.
Fabuła jest ciekawa i zdecydowanie — obok oprawy muzycznej — jest to jeden z najmocniejszych elementów produkcji. Cała reszta jest dla mnie jednak wykorzystaniem w dużej mierze modeli, mechanik i pomysłów z poprzedniej części. Do tego trudno mi się grało w ten tytuł, bo przecież wiadomo, jak potoczą się losy tej dwójki jak i całej Petrii. Podobnie, jak wiadomo kim są kolejne postacie, które pojawiają się w fabule. Brak tu tajemnicy, intrygi. Trochę szkoda.
Podsumowując
Patrząc na cenę — niespełna 60 zł — można pokusić się o zagranie. To nadal przyjemny tytuł, lecz nie mogłem pozbyć się wrażenia, że robiony niejako przez “zespół B” podczas gdy główny trzon firmy zajmował się prawdziwym sequelem. Oczywiście nic nie zostało ogłoszone, ale sequel miałby dużo większy sens, niż prequel. Bawiłem się wystarczająco, ale tytuł nie spełnił moich oczekiwań. Jeśli szkoda ci pieniędzy, to ponownie odsyłam do abonamentu Game Pass. Nie mam wątpliwości, że tam za chwilę wyląduje.
Z punktu widzenia kolekcjonera
Cóż, w zasadzie nie ma tu o czym pisać – Road96 Mile 0 – na dzień publikacji tej recenzji — nie doczekało się fizycznego wydania. Niektórzy influencerzy otrzymali tylko presspacki, ale to wszystko.
Dodaj komentarz