Polubiłam Hogwarts Legacy, ale droga do tego nie była taka oczywista. Nie znam się na Harrym Potterze i całym tym Hogwarcie a pomimo to wciągnęłam się w grę. Jak? Otóż…
Będąc dzieckiem, zauważyłam pewien trend wśród znajomych, ale i nie tylko. Prawie wszyscy, których znałam mniej lub bardziej, z prędkością światła przerzucali kolejne kartki z Harrym Potterem, aby dowiedzieć się o dalszych losach postaci. Oczywiście ja, i to pewnie jako jedna z nielicznych dzieci, nie pojmowałam tego fenomenu. Jakiś tam małolat czarodziej, jakaś tam magiczna szkoła, co to w ogóle jest? To nie dla mnie. No ale oprócz książek będących na topie, były też filmy. Ludzie, ile można to wałkować? – Mówiłam, oglądając po raz -enty Tomb Raider…
Pierwsze koty za płoty
Wypożyczyłam książkę, która tak naprawdę przeleżała u mnie kilka dni, aby potem ją zwrócić, nie czytając ani jednej strony (pozdrawiam Panią z biblioteki, której powiedziałam, że książka była super). No nie mogłam się przekonać do tego, więc dalszych prób nie podejmowałam. Tak minęła szkoła podstawowa jak i dalsze lata. Nie czytałam książek, nie oglądałam filmów (o Harrym Potterze rzecz jasna). Nie interesowało mnie nic związanego z tym uniwersum. Wiedziałam tylko to, co usłyszałam między wierszami podczas rozmów na korytarzu przed klasą. Czyli tak naprawdę, nie widziałam nic na ten temat. I nie, nie byłam odludkiem – po prostu inne książki/filmy/gry mnie interesowały.
Przed premierą gry Hogwarts Legacy żadne newsy na jej temat do mnie nie docierały. Prawdę mówiąc, dopiero na tydzień przed premierą cokolwiek o niej usłyszałam. Nie wiem, jak to możliwe (tak było, nie zmyślam!). Być może dlatego, że nie śledziłam, nie oczekiwałam jej z wywieszonym jęzorem jak niektórzy. Nie wyczekiwałam tego typu gry, tego typu uniwersum. Ale im bliżej premiery, tym więcej wpisów na portalach, do tego jakaś afera w tle. Chcąc nie chcąc, musiałam rozeznać się w temacie. I to był mój pierwszy krok w kierunku Hogwartu…
Premiera gry coraz bliżej. Jednak można było przyspieszyć sobie spotkanie w Hogwarcie za sprawą wczesnego dostępu, który otrzymali gracze, zamawiając Edycję Deluxe. Na portalach zaczął się wysyp informacji jak grzybów po deszczu. Zdjęcia, filmy – nie można było tego ominąć. Tak więc z ciekawości zerknęłam tu i tam…
To był dopiero początek
Niech mnie, ta gra wydaje się fajna! – Pomyślałam, oglądając króciutki filmik z początku gry.
Czy powinnam poczekać do pierwszych recenzji Hogwarts Legacy? Nie do końca przekonują mnie opinie recenzentów, bo sama wiem, że to nie jest obiektywna ocena. Ktoś zachwyci się tym, czym ja nie i na odwrót. Tak więc polegając na swojej własnej intuicji, podejrzałam co nieco. I gra mnie zaciekawiła. Szperałam dalej w czeluściach Internetu, aby jak najwięcej się dowiedzieć o Hogwarts Legacy. Potem zastanawiałam się, czy uda mi się świetnie bawić jeśli kompletnie nie znam uniwersum. Nie, czytanie książek i oglądanie filmów na szybko odpadało. W dalszym ciągu nie było mi po drodze z Harrym Potterem. Co innego gra. Moja ulubiona forma rozrywki w wolnym czasie…
No i byłam chwilowo w kropce. Czekać na oficjalną premierę i kupić na płycie, żeby w razie braku chemii między nami można było w każdej chwili odsprzedać czy pożyczyć od kogoś grę? – Tak, tak zrobię! No ale po jakiś 2h kupiłam cyfrową Edycję Deluxe. I wiecie co? Warto było zaryzykować! Co prawda podczas spoglądania na pasek pobierania gry miałam chwilę zwątpienia, czy dobrze postąpiłam.
Warto było, oj warto
Tak więc mając już wczesny dostęp do gry, usiadłam wygodnie na kanapie. Jako że preferuję granie w stylu kanapowca-leniwca, złapałam łyk kawy i rozpoczęłam tworzenie postaci. Kreator nie był skomplikowany ani bardzo rozbudowany, niemniej zeszło się kilkanaście minut. Ale to nic! Schody to dopiero zaczęły się przy wymyślaniu imienia i nazwiska. Nie, to nie było takie proste, więc kolejne kilkanaście minut wpisywałam i kasowałam imiona, które mi jednak się nie podobały. No przecież musiało być jakieś nietypowe imię lub chociaż nazwisko. Po przebrnięciu przez cały kreator, który już mi się spodobał, powitał mnie nowy (jak dla mnie) świat. Duży świat.
Pierwsze trzy, cztery godziny gry umknęły tak szybko, że nim się obejrzałam, trzeba było wyłączyć konsolę, aby wyspać się do pracy. Oczywiście, nie mogąc się oderwać, posiedziałam jeszcze godzinkę. Znacie to, prawda?
Wciąga i oczarowuje
Ależ ta gra mnie fascynowała. Jako „zielona” w tych tematach uważnie słuchając dialogów, poznawałam powoli świat i całą jego otoczkę. Wraz ze swoją postacią uczyłam się dosłownie wszystkiego od podstaw, co jeszcze bardziej tworzyło więź między nami. Zaklęcia? Do walki z nieprzyjaznymi stworkami nadają się idealnie!
Sama eksploracja zamku zajmuje trochę czasu, a do tego ogromna mapa z licznymi aktywnościami daje nam wiele możliwości. Nie sposób było się oderwać. Jeszcze jedno zadanie, jeszcze jedna znajdźka, jeszcze jedna… I tak mijały kolejne godziny, a to nadal był początek gry. Rozwiązywanie łamigłówek w zadaniach głównych jak i pobocznych wciągało i to bardzo. Do tego eksploracja grobowca, jaskiń i czułam się jak w (i tu mnie możecie skarcić) Tomb Raider. Tak więc polubiłam się z grą, a ta odwzajemnia to uczucie w postaci kolejnych zdobytych osiągnięć.
I tak to się żyje w tym Hogwarcie
W Hogwarts Legacy spędziłam ponad 30 godzin, a nadal mam mnóstwo do zrobienia. Nie rwałam się do zadań głównych, aby jak najszybciej przejść grę. Lubiłam też te mniejsze, poboczne questy, w których pomagamy wielu osobom, a przy tym otrzymujemy nowe zaklęcia czy elementy wyposażenia. Do tego eksploracja z czystej ciekawości dla chęci poznania świata. Strach pomyśleć co by było, gdyby dodano tryb fotograficzny – w każdej grze spędzam tam naprawdę dużo czasu. Co prawda brak typowego trybu fotograficznego nie przeszkadza w robieniu dobrych ujęć, a jedynie trochę trzeba się natrudzić.
?Ciekawostka: Gra nie posiada trybu fotograficznego, ale istnieje sposób, by zrobić fajne ujęcie! Wyłącz HUD i użyj zaklęcia kameleona, dzięki czemu staniesz się niewidzialny. Podejdź do krawędzi jakiegoś obiektu (skały, ogrodzenia, muru itp). Wówczas nie widać poświaty naszej postaci na ekranie. I cyk, zdjęcie gotowe.Jeśli komuś zaspojleruję, to wybaczcie, ale zmieniające się pory roku urzekły mnie swoim klimatem. Wiem, banalne i powtarzalne, ale bez tego nie byłoby takiego efektu wow — coś jak wisienka na torcie. Halloweenowe dynie oświetlone w półmroku, czy też przystrojone choinki posypane białym puchem. Czuć magię świąt, i to dosłownie!
Tak, graficznie Hogwarts Legacy też się broni, co przytrzymało również mnie przy tym tytule. Nie będę się zagłębiać w pojawiające się momentami błędy, bo to nie recenzja, a i nie oszukujmy się – nie ma gry pozbawionej drobnych wad. Ale gdyby tak… wiecie, gra o magii, więc nawet nagłe zniknięcie postaci będzie błędem, czy zaimplementowaną rzeczą w grze? A tak, tak tylko głośno myślę 🙂
Podsumowując
Nie żałuję zakupu. Ba! Nawet zastanawiam się dodatkowo nad wersją fizyczną gry, ponieważ lubię kolekcjonować takie wydania. Moja kolekcja w porównaniu do niektórych osób jest bardzo skromna, ale jak to mówią – powoli do celu.
Nie każdy pewnie zaryzykowałby albo zaraz po zakupie odbił się od gry, bo to nie jego klimaty. Moje też nie, a jednak mi się spodobało. Co prawda nadal nie przekonałam się do całego uniwersum i nie pobiegnę do księgarni po książki (lubię czytać książki, nie e-booki) – wolę chyba pozostać przy tym, co wykreowałam sobie w grze i dzięki grze. Może i ten świat odbiega od tego co widzieliście w filmach. Może i ten świat odbiega również od tego wykreowanego w waszej wyobraźni dzięki książkom. Ale to, co przedstawiono w grze, jest dla mnie wystarczająco dobre.
Do tej pory bawiłam się świetnie i wiem, że dalej też tak będzie. Nie oceniam tutaj technicznie i jakościowo gry, a jedynie swoje odczucia jako nieznająca uniwersum, bo i w takim przypadku można wciągnąć się w grę. Jasne, twórcy mogliby dodać/odjąć coś względem książki/filmu a ja tego nie zauważę, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Dopóki dobrze się bawię, odwzorowanie treści schodzi na drugi plan.
Dodaj komentarz